Zachęcam do lektury Wojciecha Bonowicza: „Dziennik końca świata”. O osobach z niepełnosprawnością intelektualną mówi w swej książce jeszcze delikatniej niż mamy w zwyczaju w L’Arche: osoby dotknięte niepełnosprawnością. Bywają owszem, dotknięte nią bardziej przyjaźnie, a czasem uderzone nią boleśnie, ale ładnie w taki sposób zobaczyć odniesienie naszych przyjaciół do ich niepełnosprawności – jako dotknięcie. Czyja ręką…?
Poznałam pana Bonowicza przy okazji przyjazdu Jeana Vanier do Krakowa w 2006 r., kiedy prowadził spotkanie z nim w krakowskiej filharmonii. Napisał kilka wywiadów z naszym założycielem. Odwiedzał także nasze wspólnoty. Sam jest wieloletnim członkiem wspólnoty Wiara i Światło. Jest poetą i filozofem oraz praktykuje „lekcje czytania” lektur współczesnych czyli uczy interpretacji.
Zachęcam do lektury „Dziennika…” oraz przez nią do czytania codzienności, czyli widzenia niecodziennych zdarzeń, które wyłowić może czułe i zaciekawione serce. Oto kilka miejsc, gdzie szczególnie warto się zatrzymać ze względu na naszą arkową wrażliwość, choć wszędzie pięknie, nierzadko wzruszająco, a także zabawnie.
„Ja się do siebie nie nadaję” – cytuje Bonowicz słowa Wandy Sidorowicz z Wrocławia (s. 144 i następne). Wiersz poetki z zespołem Downa mówi o przeżywaniu siebie jako niepełnosprawnej. Znajdziemy tu pochylenie się nad poczuciem (nie)tożsamości, w którym mieści się i to że się jest i to, jakim się jest (lub nie jest). Oczywiście, że to rozwarstwienie nie dotyczy tylko osób z niepełnosprawnością intelektualną, ale jak trafnie uchwycone i zinterpretowane. Pokonując frustrację trudu odczytywania siebie autorka zachęca na koniec: „Trzeba się zagłębiać w siebie bez obawy”.
Kolejny autor cytowanego wiersza, Marcin Guźla pisze o swoim doświadczeniu niepełnosprawności w wielu bolesnych pytaniach, gramatycznie „pokaleczonych, zdaniach z niepełnosprawnością”, jak je nazywa Bonowicz: „Czy czułbyś to samo po czymś innym, […] Czy wybrałbyś, Czy odważyłbyś […] Albo czegoś byśby niezrobiłbyś […] Czy pisałbyś się na to? Czy pokochałbyś”.
Serce topnieje, czytając wyznania z wiersza o miłości Mariusza Chamery: „czekam na Ciebie całą wdzięczność czy jakoś tak”. Czy zachęcą nas one, by uwierzyć w miłość po tamtej stronie? Czy dodadzą odwagi w towarzyszeniu w drodze ryzykownego bycia razem. Czy też może wolelibyśmy pozostać przy przekonaniu, jakie wyraża inny bohater książki o tym, co należy: „Niepełnosprawnemu dziecku zapewnić poczucie samodzielności, żeby sprawiało miłe chwile każdemu obywatelowi”. Czy tak?
Dla tych, których nurtuje pytanie o granice niezależności – historia o dorosłym-dziecku, który śpiewa pieśń o wolności, wypowiadając swoją miłość na akademii o niepodległości Ojczyzny (s. 67-70). Co lub kto jest miejscem naszej przynależności? – rodzi się pytanie.
Inny wiersz, którego interpretację dedykować można szczególnie zabieganym arkowym asystentom, zaczyna się słowami: „Jest tytle spraw do załatwienia dzisiaj. I dzień wspaniale nadaje się do załatwiania” (s. 125-127). Po nim refleksja o tym, co konieczne, nieistotne, ważne, pilne, co przynosi spokój a co satysfakcję.
Piękny jest rozdział ostatni o tych, co zmagają się z komunikacją i dialogiem i dobrym rozumieniem, czyli o nas wszystkich. Rozdział o tłumaczeniu na dobro tego, co niezrozumiałe, obce, a nawet i wrogie, o tym co fundamentalne a co prawdziwe. Trafne, a smutne konstatacje efektów starć w dyskusjach: „Wygrałem, ale nie przekonałem”, albo „Zamiast przekonywać, zawstydzamy. Jak ktoś przedstawia bliski mi pogląd dla drugiego zawstydzający, mam ochotę krzyczeć: Stój! Ale jest już za późno. Rana została zadana” przestrzegają przed oderwaniem od partnera dialogu na rzecz własnej prawdy.
Na końcowych stronach osobista litania o tym, co dobre. Znajdziemy tam zachęty dość bliskie wspólnotowemu arkowemu życiu: „Dobrze jest ulegać namowom ludzi ufnych, naiwnych i bezinteresownych oraz „ Dobrze jest mieć niepełnosprawnego przyjaciela”. Niech tak się nam stanie!
Ewa Jaruzelska